NFZ zapłaci za każdego pacjenta, nawet jeśli brakuje na leczenie chorych na raka. W Łódzkiem dwie prywatne kardiologie od roku działają bez kontraktu z Funduszem. I mają się dobrze
Oddziały kardiologii inwazyjnej zajmują się głównie ratowaniem zawałowców. Szybko przeprowadzony zabieg pozwala choremu uniknąć konsekwencji zawału, bo po udrożnieniu zatkanych naczyń wieńcowych krew dociera do serca i nie dochodzi do martwicy mięśnia.
Dzięki zabiegom kardiologów inwazyjne leczenie tzw. ostrych zespołów wieńcowych jest jedną z najkorzystniej wycenionych procedur w katalogu NFZ. Prowadzenie oddziału lub choćby pracowni hemodynamiki stało się tak opłacalne, że w całej Polsce zaczęły powstawać jak grzyby po deszczu. Dziś działa ich około 140. - Jest ich tak dużo, że w liczbie takich pracowni na tysiąc pacjentów wyprzedzamy najbogatsze kraje Unii - mówi poseł Marek Balicki, były minister zdrowia i dyrektor dużego stołecznego szpitala. - Ostatnio dowiedziałem się, że w samej Warszawie jest ich więcej niż w Wiedniu.
Zdaniem Balickiego taki oddział jest jak kura znosząca złote jajka. W dużym publicznym szpitalu zarabia na oddziały, które przynoszą straty. Jeden oddział potrafi zarabiać miliony rocznie.
W Łódzkiem takich oddziałów działa 12. Większość prowadzą prywatne firmy. Dwie z nich znalazły się w wydawałoby się beznadziejnej sytuacji, bo po ostatnim konkursie ofert przeprowadzonym przez łódzki oddział NFZ na przełomie 2011 i 2012 roku zostały bez kontraktów gwarantujących finansowanie za przeprowadzone zabiegi. Podobny problem miało wiele publicznych szpitali i przychodni. Brak kontraktu zawsze oznaczał to samo: zwolnienia personelu i zamykanie poradni, a nawet szpitalnych oddziałów, za których pracę NFZ nie chce płacić.
Czytaj więcej: lodz.gazeta.pl
Komentarze