Lekarz z gostyńskiego szpitala, któremu odmówiono przylotu helikoptera, do dziecka w ciężkim stanie, próbował załatwić karetkę specjalistyczną firmy Falck, z terenu powiatu gostyńskiego. Tu również spotkał się z odmową. Według przedstawiciela firmy, to nie była odmowa, tylko postąpienie zgodnie z procedurami.
Kiedy Lotnicze Pogotowie Ratunkowe odmówiło przylotu do Gostynia po 5-latka, lekarz dyżurujący zwrócił się po pomoc do firmy Falck, która obsługuje powiat gostyński w zakresie ratownictwa medycznego. Tu również spotkał się z odmową.
- Tłumaczono, że pacjent jest w szpitalu, a oni mają jednego lekarza, który zabezpiecza cały teren - mówi Lech Szaefer, p.o. dyrektora szpitala w Gostyniu - z punktu proceduralnego tak się postępuje, ale uważam, że w tym wypadku to była sytuacja wyższej konieczności - zauważa Szefer i dodaje - W uprzednim systemie ratunkowym, nie było nigdy problemu, żeby wysłać kogoś karetką systemową do Poznania, czyli przygotowany zespół lekarz, ratownik, pielęgniarka i kierowca, takim zespołem nie dysponujemy - przyznaje Szaefer.
Karetka do transportu pacjentów, którym dysponuje szpital, w czasie, gdy była pilnie potrzebna, była zajęta. Według wyjaśnień dyrektora szpitala, wiozła pacjenta do Leszna, a po powrocie musiała pilnie jechać do Śremu i była wolna dopiero po godzinie 18.00. W tym czasie była zorganizowana już karetka specjalistyczna z Ostrowa Wielkopolskiego, ale wojewódzki koordynator ratownictwa medycznego zdecydował, że to jednak karetka firmy Falck z Gostynia powiezie dziecko do Poznania, a w tymczasie dyżur w powiecie gostyńskim pełnił będzie zespół ratowniczy z Ostrowa Wielkopolskiego. Zdaniem dyrektora do spraw ratownictwa medycznego firmy Falck, nie było odmowy wyjazdu, ale postąpiono zgodnie z procedurami obowiązującymi w ratownictwie medycznym.
- Jeśli karetka miała wykonać transport międzyszpitalny, co nie należy do zadań zespołu ratownictwa medycznego, to musi mieć zgodę, polecenie od lekarza koordynatora ratownictwa medycznego województwa i taką dyspozycję otrzymała i transport wykonała - mówi Ireneusz Weryk, dyrektor ds. ratownictwa medycznego firmy Falck - ten transport wykonano nie pod przymusem, naciskiem czy niechętnie, ani też opóźniając cokolwiek, tylko wtedy gdy otrzymano dyspozycję, o czym szpital wiedział i został poinformowany jakie są procedury - zaznacza Weryk.
Źródło: elka.pl
Komentarze
falk co to wogóle jest za odchód
Jesteś nudny i monotematyczny a nawet zakompleksiony. Gdziekolwiek pojawiają się Twoje wpisy tam musi być negatywny wpis o Falcku. Odnoszę wrażenie że chyba pracowaleś kiedyś w tej firmie i Cię wyżucili, można tak sądzić po Twoich komentarzach.
A jeżeli tam nie pracowaleś to powstrzymaj się od zenujących spostrzezeń.
Zwracam Ci uwagę że w tej firmie pracują różni ratownicy min. koledzy z miejskich i lotniczych stacji pogotowia. Więc ich równierz wrzucasz do gara przez Ciebie nazwanego "odwlokiem".
Mam nadzieję że nie jesteś ratownikiem, bo wystawiasz sobie nieciekawą opinię.
A co do tematu artykulu:
To nie pogotowia wymyślily procedury. One mają je przestrzegać i szukanie winnych wszędzie tylko nie u siebie jest niewporządku.
A stwierdzenie p.Szaefera że w poprzednim pogotowiu nie bylo problemu z takim transportem świadczy o nadużyciach.
Poczytaj.
Dziecko było w szpitalu, szpital powinien zapewnić transport sanitarny.
No i oczywiście odpowiednie lądowisko dla śmigłowców LPR zgodne z wytycznymi.
Oczywiście cała wina leży po stronie szpitala.
Pan dyrektor pisze, ze kiedyś nie było problemu bo karetka systemu wykonywała transport międzyszpitalny . Czy to znaczy, że pan dyrektor świadomie narażał na utratę zdrowia i życia pozostałych mieszkańców rejonu operacyjnego? Takie wyznania? no cóż lepiej późno niż wcale, zawsze można to potraktować jako okoliczności łagodzące.